Czarna kotka, ktora dostalam od mojej przyjaciolkji Asi.. Nazwalismy ja Dzidzia. Okocila sie. Dalismy jej kociaki do przybudowki.. Ale, ale, ALE. Toba- suka sasiadow (juz jej nie ma wsrod zywych psow. Moj zajebisty wilczur imieniem Hasta rzucil sie na nia, potem sie okazalo, ze Toba ma raka itd. Uspili. A burza jest do mnie, ze nie upilnowalam kochanej Hasty. Y? Bywa.) wyciagnela nam 3 kociaki i zaniosla je na ogrod. Moze to nie zabrzmi fajnie. Robila se sadzonki z moich kotow! Z MOICH ZAJEBISTYCH, SLODKICH TYGODNIOWYCH KOCIACZKOW!!! Zakopala jednego, to zesmy nie znalezli. Jednego tato znalazl, a trzeciego, to mama Tobe przylapala jak niosla kociaka na ogrod. Toba go wypuscila z pyska. Ten, co go tato znalazl nie przezyl, bo mial w pyszczku pelno ziemi :( Nie dalo sie go uratowac.. Moj brat tak je meczyl, ze Dzidzia sie wkurzyla, wyniosla male na strych.. Schowala je pod dachem, obok pokoju sasiada. Nie ma szans. Nie dalo sie ich stamtad zabrac.. Po miesiacu, jak my w ogole zapomnielismy, ze Dzidzia ma male.. Bum, bum, bum na schodach. Nasz dzielna mama znosi swoje kociaki :) koty byly juz takie w miare i zadkami uderzaly o schody :) Komiczny widok, uwierzcie.. Dzidzia przynosi male do pokoju mojego brata na jego lozko, przykrywa je koldra, podnosi swe sliczniaste oczy na moja mame: Miau! I juz jej nie ma. Poszla. Nie wrocila juz wiecej.
Jak sie tu wprowadzilismy, gdzie teraz mieszkamy, to byl tu tez taki kocur. Burrrry.. Rozkoszny. Dziki. Ale jak zglodnial, to przyszedl.. Zostawialismy drzwi do mieszkania otwarte, to po jakims czasie tak sie zadomowil, ze nie mozna go bylo z krzesla zrzucic, zeby zjesc obiad :)
Rysiek- tego kocura zlapalam ja i moj kuzyn Marek.. Do takiego kosza skladanego na jablka :) Ojj, alez Rysiek parskal :)
Pozniej wrocil do nas jakos tak synus Dzidzi. Od razu zostal mianowany Dzidkiem :) Kolejny bury lajdak.. Rownie slodki i odwazny jek jego matka.. Nie bal sie niczego chyba.. Zawsze sie wszedzie pchal! Desperat :) Brutus gdzies wywial.. Poszedl i nie wrocil.. Chyba go potracil samochow.. Jest jeszcze taka wersja, ze jego potracil samochod, a moj sasiad (rowniesnik- 18 lat niedlugo ma) wsadzil mu do uszu petardy. Tej opcji jednak do siebie nie dopuszczam.. Nie chce miec o Rafale takiego zdania.
Teraz mam jeszcze Ryska tylko. Bury przystojniak, moj kochany smierdziel.. Caly czas podrapany, wojownik podwortka, desperat. Do domu wchodzi przez okno balkonowe :) Matriksiarz :) Po scianie :) na okno i hyc, do kuchni.
Niedawno Rysiek przez 3 mieszki sie nie pokazywal. Mama poszla na strych, patrzy: CO TO?! KUNA?! A to moj kochany kot. Prawie bez siersci, bo byla bitwa i o. I on nie wygladal. A jak mama go nakarmila, to po jakims czasie jzu przylazil do domu.
A raz tato wraca z pracy i pyta: Co to? :>
mama: nasz kot!
tato: nie, nasz byl troche inny :>
Tak zesmy wczoraj wspominali przy grillu te nasze wszystkie stworzenia i az mi sie zachcialo taka kochana czarno, albo obojetnie jaka koteczke. Ale taka cudna, co by sie nie szlajala, jak te wszystkie moje kocury. Zeby mogla ze mna spac ;D Ciekawe co na to moja wilczyrzyca- Hasta? Hmm.. Lepiej nie. Zazdrosnica moja..
Pozdrawiam..
Mrrrru..? MiaU! Mrrru? Miau!
Kto slucha, ten wie, o co B!
Dodaj komentarz